Jeśli miałabym odpowiedzieć, który owoc najbardziej kojarzy mi się z dzieciństwem byłyby to czarne porzeczki, które moja babcia namiętnie sadziła w każdym kąciku ogrodu i pieczołowicie pielęgnowała i agrest rosnący na wysokich kolczastych krzaczkach. Ależ ja go wtedy nie lubiłam… Był kwaśny i jakiś taki nijaki. Długo nie potrafiłam docenić jego smaku. Najbardziej lubiłam wyciskać z niego ten galaretowaty miąższ pełen ciemnych pestek. I jeszcze te ostre kolce. Ileż ja razy się o nie pokaleczyłam. Wtedy wydawało mi się, że jest to najbardziej znienawidzona przeze mnie roślina.
Dopiero dobrych kilka lat później dopadłam tego samego krzaka. Jego stare, zdrewniałe gałązki wciąż najeżone ostrymi kolcami wydawały się prosić o oberwanie choć kilku napęczniałych, czerwonych owoców. Były mięsiste, miękkie i tak słodkie, że nie potrafiłam powstrzymać się przed zjedzeniem kolejnej „owłosionej” kuleczki. Nie mogłam pojąć jak przez te wszystkie lata udawało mi się przechodzić obojętnie obok takiego skarbu. Niestety były to ostatnie owoce, jakie wyrosły na tym wiekowym krzewie. Żadne inne później nie były już takie wyjątkowe.
Niemniej jednak zawsze, gdy kupuję agrest przypomina mi się ten krzaczek, podparty stalowym prętem i przewiązany skrawkiem czerwonego materiału. Zawsze miał więcej owoców niż swoich maleńkich listeczków. Co roku piekę choć raz ciasto z agrestem – tym razem migdałowe z kruszonką – takie proste, a smakuje jak drożdżowe.
A agrestu na targu z roku na rok jakby coraz mniej…
Gdy dostałam koszyczek zielonego agrestu od razu pomyślałam o cieście. Był zbyt kwaśny, by zjeść go kulka po kulce i zbyt cenny, by spisać go na straty.
A ciasto, choć banalnie proste, udało się wyśmienicie. Nie mogłam lepiej wykorzystać tego agrestu…
Jeśli więc masz w zasięgu ręki krzaczek tych owoców, pozdrów go ode mnie ciepło, a później koniecznie upiecz sobie to puszyste, lekkie i bajecznie pyszne ciasto do popołudniowej herbaty. W moim idealnym świecie piłabym tę herbatę w przydomowym ogrodzie, w cieniu malwy…
Smacznego!
Jeśli w końcu dorobię się ogrodu, będę tam miała przynajmniej jeden agrestowy krzaczek. Uwielbiam!
A ciacho wygląda cudownie :)
Witam :) teraz akurat jest sezon na agrest więc na pewno skorzystam z przepisu, w dodatku bardzo mi się podoba wykorzystanie migdałów , które po prostu uwielbiam :) Założę się, że ciasto smakuje tak samo jak wygląda czyli cudnie:) Pozdrawiam